Na świat
patrzysz nie najweselej.
Ty masz tyle
lat co ja.
O sens swoich słów,
swoich dróg, przekraczając próg,
codziennie pytasz przyjacielu.
A ja,
ja mam dla ciebie sposób,
jak
rozwiać myśli złe.
Bo gdy średnio jest,
szaro jest, to wiesz,
wiesz co?
Zakochaj się!
Bo miłość to taki standard, taki cuty mute.
Evergreen ile jest ten?
Serca standard,
wiem,
bo co rano się budzę z nim.
Bo miłość to taki temat,
do śpiewania na głosy dwa.
By przedmiot zwiać rady nie ma,
więc improwizuj go tak jak ja.
Lekkim myślą swoim, zanurzyć jak Sanatkin Cole.
A wielka radość wyźmie cię na hol,
na hol,
na hol,
na hol.
Z tupa wysoki będziesz w hali,
trzymając pewną dłoń jąster.
Zatupiesz w pokład w radzie tak jak Fred Astaire,
Astaire,
Astaire.
Bo miłość to taki standard,
taki cuty mute.
Evergreen ile jest ten?
Serca standard,
wiem,
bo co rano się budzę z nim.
Bo miłość to taki temat,
do śpiewania na głosy dwa.
By przedmiot zwiać rady nie ma,
więc improwizuj go tak jak ja.
Odnajdziesz w sobie taki feeling,
odnajdziesz w sobie taki swing.
Jak by ci bracie Louis Armstrong sam dał cynk,
dał cynk,
dał cynk.
Wielkim big bandzie życia będziesz,
muzykiem,
który pruje wszud.
I swą solówkę przebojową gra
bez nut, bez nut, bez nut.
Bo miłość to
takie święto, co przydarza się.
Szary dzień i każe żyć, dobrze wiem to wiem.
I organia bred, smutku cień.
Bo miłość to taki standard,
taki cuty mute.
Evergreen ile jest ten?
Serca standard,
wiem,
bo co rano się budzę z nim.
To by było to,
to już w cały sposób.
To by było to, a ty, a ty z nim rób co chcesz.
Chcesz to odczuć go,
chcesz to go zastosuj.
I niech z tobą standard ten ktoś gra,
a najlepiej ja.