Ej, ja, sukces wchodzi mi za mocno na banie
Nie odczułam szczęścia z dużych rzeczy ani z małych
Wszystko co dobre szybko odpulam,
żeby nie zabić samego siebie
Ani twojego kolegę
Ja, ciągle słyszę jak komuś odbija soda
Nie chcę myśleć jakby mi odbiło, bo to szkoda
Zmarnować wszystko, zmarnować szybko
Jak coś myślę to to robię,
jak czegoś nie lubię to pierdolę
Jakie życie, taki rap
Niejeden się przekonał,
że dla niego nie ten świat
Niejeden się zmarnował, bo się dał
Wciągnął se sam *, potem radz sobie sam
Przez chwilę mnie nie będzie
Wracę po weekendzie, może będzie lepiej
Fują, mam twój paycheck
Nie kręci mnie już payday, nie
Przez chwilę mnie nie będzie
Wracę po weekendzie, może będzie lepiej
Fują, mam twój paycheck
Nie kręci mnie już payday, nie
W mojej głowie ciągle zmiana,
nie wypada mi narzekać jak coś się układa Nie wypada
na tym świecie na coś się nie zgadzać Jak nie robisz
tego co chcą to w ogóle się nie zaraż Zadania do mnie,
do mnie,
do mnie Łatwo jak nie wyjdzie zwalić na mnie Ważne by
ci było najwygodniej Ale własną wiążesz koniec z końcem,
ja
Zabierz mnie tam,
gdzie nie ma nic Pokaż mi stan,
pokaż mi stan w którym nie chcę żyć
Przez chwilę mnie nie będzie Wracę po weekendzie,
może będzie lepiej Fują,
mam twój paycheck Nie kręci mnie już payday,
nie
Przez chwilę mnie nie będzie Wracę po weekendzie,
może będzie lepiej Fują,
mam twój paycheck Nie kręci mnie już payday,
nie
Przez chwilę mnie nie będzie Wracę po weekendzie,
może będzie lepiej
Fują, mam twój paycheck
Nie kręci mnie już payday, nie
Przez chwilę mnie nie będzie Wracę po weekendzie,
może będzie lepiej
Fują,
mam twój paycheck Nie kręci mnie już payday,
nie