Na tej pożółkłej fotografiiWtłoczeni w czarno-biały światJak ziarno w ośnieżonej ziemiNie dbają o płynący czasNie liczą dni, nie znaczą datBo są z nadzieiA my z przypływów i odpływówZ nieprzejednania i pojednańZ łez rozproszonych salwą śmiechuZ wiecznych powrotów i pożegnańA my z grudniowej białej ciszyI z przedwieczornych letnich burzyZ lęku, że znowu się rozjątrzyZ lęku, że już się nie powtórzyNa tej pożółkłej fotografiiOna i ono się rozjątrzyI on wciąż w pół objęciWiecznie gotowi do spełnieniaJakby doznali odkupieniaBo są z pragnieniaWtłoczeni w czarno-biały światUparć się bronią swej wolnościI żaden im niestraszny batI czarna noc i przyjemnościBo są z miłościA my z przypływów i odpływówZ nieprzejednania i pojednańZ łez rozproszonych salwą śmiechuZ wiecznych powrotówI pożegnańA my z grudniowej białej ciszyI z przedwieczornych letnich burzyZ lęku, że znowu się rozjątrzyZ lęku, że już się nie powtórzyNie powtórzyA my z przekleństwaI z modlitwyZ gwałtownych skreśleńZ kaligrafiiZ słów, których nie da się wezwaćI z tej ożółkłej fotografii