Za starym drzewem w oknie,
szklanką mleka na sen,
jak bumerang ta tęsknota wraca sama.
Za rowerem z kładakiem, igrą w kapsle po zmrok,
ta tęsknota wraca sama, czy chcemy czy nie.
Mija czas bezpowrotnie,
napęczniały od zmian,
jedne lepsze, inne trochę gorsze.
Rozognione powietrze nabieramy do płuc,
z tej refleksji jakby wolniej.
I patrząc w przód,
sprawiamy w ruch,
kolejny cykl powrotów do lepszych dni.
Patrzymy w przód,
lecz chcemy znów odszukać miejsca,
co znikają jak ***.
Patrzymy w przód,
sprawiamy w ruch,
kolejny cykl powrotów do lepszych dni.
Patrzymy w przód,
lecz chcemy znaleźć się znów,
te miejsca,
co znikają jak ***.
Prawdziwa bułka z masłem, kubek kakao na stół,
wehikuł czasu nagle się otwiera.
Krótki wyjazd za miasto, poran narosa u stóp,
wehikuł czasu się otwiera, czy chcemy czy nie.
Mija coś bezpowrotnie, nie uciekniesz od zmian,
ani lepszych, ani trochę gorszych.
Kiedy czyste powietrze nabieramy do płuc,
przez te chwile jesteśmy wolni.
I patrząc w przód, sprawiamy w ruch,
kolejny cykl powrotów do lepszych dni.
Patrzymy w przód,
lecz chcemy znów odszukać miejsca,
co znikają jak ***.
Patrzymy w przód,
sprawiamy w ruch,
kolejny cykl powrotów do lepszych dni.
Patrzymy w przód,
lecz chcemy znaleźć się znów,
te miejsca,
co znikają jak ***.