Otwieram dłonie z nadzieją,
że dziś spadnie ciężki deszcz,
a nasz ***, który płonie,
gdy tylko na zdjęciach uśmiechamy się.
W chłodnych salach sztuczne światło,
pewność siebie zmienia w lek.
Czuję, że coś we mnie zgasło,
ale zaraz obudzisz mnie.
Znowu pochłania mnie strach,
nie chcę udawać, że kocham ból.
Tak długo gniew usprawiedliwia fałsz,
jak długo trzymam się tanich snów.
Zakładam maskę na twarz,
*** rozszarpuje serce na pół.
Jak odnajdę swój unikalny szlak,
idąc śladami zdeptanych, zlanych dróg?
W głowie ten sam program,
setki czarnych klątw, co dzień zataczając krąg.
W każdym miejscu,
patrząc w głąb,
oczami dziecka, który szuka półki z zabawkami.
Ale odkrywa szklaną ścianę,
w każdym sklepie to jest normalne.
Znowu pochłania mnie strach,
nie chcę udawać,
że kocham ból.
Tak długo gniew usprawiedliwia fałsz,
jak długo trzymam się tanich snów.
Zakładam maskę na twarz,
*** rozszarpuje serce na pół.
Jak odnajdę swój unikalny szlak,
idąc śladami zdeptanych dróg?
Mamy dróg.
Chcę uwolnić to.
Wybaczyć sobie.
Chcę uwolnić to i przyjąć ten świat,
taki jaki jest.
Otwieram okno na świat.