Rozbiję pięści i wywrócę w knajpie stółWyważę każde drzwi zamknięte na siódmy spustMożesz mnie nazwać w unia, mówić brak mi słówPrzykleić kolejną łapkę, o kurwa nie ma miejsca jużNie mogę zasnąć, bumsuje krewNie mogę przestać, twoje imię to dreszczPogłasz po głowie, czujesz jak płonieTo wszystko od nadmiaru, to wszystko co mamTam wisi twoja sukienkaWraca i leciTam wisi twoja sukienkaCała w kwiaty łzyTam wisi twoja sukienkaUbieżony śniI taki ze mnie to psyk jakiego świat nie widziałAle o co kurwa chodzi, że każda z was chce sobie zrobić ze mną dzieckoŻe szkodam takich genów i co by to było gdyby tak się zdarzyłoNie wiem co powiedzieć, zawstydziłem sięA mój pościel pachnie tobąI zasypiam w niej kolejny dzieńSwoją dawno już zmieniłaśA w twojej nowy zapach jestZanim zdążył dugnąćZakochała się setny razW samej sobieTak w sam razTam wisi twoja sukienkaWraca i leciTam wisi twoja sukienkaZa łapiaty łzyTam wisi twoja sukienkaUbierz ją i kłóć miKONIEC!