Skacz
I dywan bły rozpuści się
Pościele z mórz na brzeg wyrzucą cię
Światło czerpień zatrzymuje nas
I wyprzedza cień, nim znów nadejdzie brzask
Nie oślepij swym refleksem
Już nie oślepij swym refleksem
Już
Teraz kaszę je i w górę wzbijam znów
Kominy miast
Diademy tęgi
Gór
Już
Wciąż mniejsze niż
Horyzont twoich snów
Wciąga grunt
Spala gniew
Nie utrzyma w pionie już
Jak rakiet strzał
To jest miejsca dzisiaj już
Światło czerpień zatrzymuje nas
I wyprzedza cień, nim znów nadejdzie brzeg
Światło czerpień zatrzymuje nas
I wyprzedza cień, nim znów nadejdzie brzask
Nie oślepij swym refleksem już
Teraz kaszę je i w góre wzbijam znów
Tam znów wrócę tam
Aż stąd szlady wiatr rozmuchał
Dzisiaj już
Nikogo nie posłucham
Sylapsów
Co wkrótce?
Znowu każą stać
Światła czerwień zatrzymuje nas
I wyprzedza cień, nim znów nadejdzie brzask
Nie oślepij swym efeksem już
Teraz kaszę je i w górę wzbijam znów