Vladimir Koshmar jest z powrotem
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans,
Puerto Bans
Puerto Bans,
Puerto Banus,
życie kręci się jak Ramus,
śpię pół dnia żeby mieć siłę na noc,
Marbella Parano,
wielka willa a nie namiot
Piję San Miguela,
singlutena,
jej imię to Consuela,
pochodzi z Wenezuela,
chce ode mnie do Natela,
pyta się mnie o używki,
wysyłam ją do Brazzera,
potem łapie mnie za łańcuch,
większy niż marszal trofera
Scorpion na felach w Abarcie,
Mordor Paella na porcie,
Monką mocno ujebani jak na korcie,
ziomek Iza w szatku lata,
przyniósł jakiś snowflakes
Dwa Rolexy i jednym Abarthem,
pozrozwartym narkotrafikantem,
jest polane za twój wypłatę,
rozjebałem willę,
zawijam na chatę
Argentyńskie pośladki,
egzotyczne sąsiadki,
matki,
pełne wódki,
lody są szklanki,
to moje firmowe wydatki
Z talerzem jak kelner,
jak serwer,
się zwiesza,
na fali jak surfer,
taki melanż polecam
Koszu na wyporcie,
towar jedzie w transporcie,
pizza na wynosie,
kokain na wynosie,
więcej mniej przynosie,
problem aż wynosi,
to MTF,
Sportiflex
Wpadam do portu jak pirat,
coś tam sobie palę,
coś tam se popijam,
zioło takie,
że ohoho,
mam zioło takie,
że o mama mia,
pojechałem na przepyszne śniadanie,
podawała je kelnerka,
miała piękne śniadanie,
tutaj szybuszek właśnie wjechał na bali,
mogę wszystko,
nie muszę,
takie podsumowanie
Puerto Paz,
Puerto Pano,
z cykan zdjęcia jak capano,
życie to tylko momenty,
które wspominasz na starość
Puerto Paz,
w porcie,
uskupić nam las,
sztukę mam w każdym porcie,
tak jak marynarz,
na pizze przy tatuaż,
trzymam hajs,
w jednej koncie nie zabiorę cię na lunch,
to melanż,
tak jak w Polsce
ieran