Zwracam uwagę na oczy, to zwierciadł duszy
W nich ujrzałem,
że będziesz schronieniem podczas burzy
Lubię zgrabne ciało, długie włosy, długie nogi
Kłamstwo,
krótkie nogi ma,
dlatego nic mnie z nim nie łączy
Łączę słowa z bitem, bity z życiem, życie z bite
Układam układankę, choć miliony tu liter
To wiem,
że priorytet to być sierym,
dobrym typem
Nie kurwa farmazonym, wtedy piony nie są bite
Tak jak ty,
przećpana ruro,
bajką pisasz hipokryta
Pobite śnieg, nie witam, ja z takimi nie trzymam
Dobrze cię rozgminiam, za dużo kłapiesz ryjem
Nawet w cudownym ogródku są podłe żmij
Nie zgrywaj tu kozaka, wiem więcej niż uważasz
Czemu tak, nie inaczej, robiłem moja sprawa
Ciężko stałem w mordę, dałem w mordę proste
Lecz wiem kiedy,
gdzie i po co,
nie rozmieniam się na drobne
To ten niechciany gosek,
kto na bitach robi postęp Nie wprowadzę cię w manowce,
pasyż bał o swoje owce
Więcej niż powiem,
nie jadę swoją krętą drogą Wciąż unikam ludzi,
jakich chcesz wiedzieć
I wzywają za brak siły,
delikatność,
za tchórzostwo Bezczelność za odwagę,
a milczenie za niewiedzę
Bezczelność za odwagę, a milczenie za niewiedzę
Na zegarach trzecia w nocy,
lecz tuś w słońcu przemyka
Moje myśli pełne mocy,
mam na końcu językach Czwawe skrzepy w blizny,
wrosły do ślepich farsy
Znikam w lustrze,
widzę swe odbicie,
lecz to falsyfikacja
Wielu już mówiło,
oczy są zwierciadłem duszy Zanim spojrzysz moje oczy,
coś cię nagle zdusi
Jakby matki cię oplotły,
i choć mógłbyś za nic nie walczyć Ale
koniec końców tobi skończył nad niechańczy
Więcej myślę niż mówię,
chociaż przecież mówię w chuj Często myślę,
że słowem sam sobie kopię grób
Znowu wystrzel naboje,
moją stronę będzie gnój Bo ja wyjdę na swoje,
zetnę jednym węstem z nóg
Patrz tu,
moje owce są radosne,
sprawdź to Same ogarniają postęp łatwo
I jeżeli któraś kiedyś nagle straci formę
To zgodnie z treścią myśli będę raził prądem
Jak się wypowiadać,
to zawsze tylko prawda Jak wersje kurwa składać,
to zawsze tylko
prawda Po prostu ja mów tak,
kiedy głośniej się nie słowa Myślę więcej niż mówię,
sekretą grobu zachowam
0-2-40 na zegarku zawitała pora Dobra do pisania,
jeszcze błuszek dawaj Parę osób je znaliście,
wiele mi was przypomina Łzy,
ból,
kłamstwo głównoconą trawę Mijam,
hy,
typowieczkę se robili,
wciąż szydzili Pewnie śnieg by dzisiaj
słysze ich wersje To się śmiać czy płakać,
nie wiem Ty pisał,
jestem pizda,
oldschoolowe wersje smutne Pizdy widziałeś przy narodzinach
i jak stoisz przed lustrem Chuj z te wasze pseudorapy,
zamknąć japy kundle Jedyne co dużego masz,
to twoje ego big jest w kurwie Jak się wkurwię,
to wyjaśnij zębem,
kurwa,
kurwa,
kurwa,
kurwa,
kurwa,
kurwa,
kurwa
Pogryzę,
wypluję,
jestem,
kurwa,
na mnie disy,
nudno bez nich w sumie
Charakter nie do rozbrojenia,
choć byli też i tacy Chcieli pouczać,
oceniać,
chuj z wami partacy
Nic nie podane na tacy,
jestem samowystarczalny U mnie styl oryginalny,
u nich chuj banalny
Łatwopalny,
marny,
lichy,
szary,
sezonowcy Ci bez wiary to ofiary,
bananowi chłopcy
Wiem,
życie swe na bary,
nie do wiary Słyszałem,
jak to wszystko wytrwałem
Łabli mi jak parę,
oni chcą być rokinami To zwykłe,
kurwa,
płotki stawiali
Chłody mi pod nogi, zrobiłem z tego skoki
Coś tam komuś gadał,
coś tam słyszał,
to są plotki
Wierzę w takie rzeczy,
jak w to,
że na rok się robią skoki