Na plaży słońce praży,
tu bladość ciał zanika,
wśród tłumów czasowiczów dziewczyna ratownika.
I patrzą setki oczu,
i z wody i z koczyka,
gdy ona idzie plażą, wszyscy o niej marzą.
Monika, Monika, dziewczyno ratownika,
pół plaży tutaj marzy, że kiedyś się przydarzy,
że ciało opalone, prawie nieosłonione,
każdy wzrokiem dotyka, Monika, Monika, Monika.
Był kiedyś na tej plaży,
taki co się odważył,
ratownik miał baczenie i dał mu ostrzeżenie.
Zabrała gościa woda,
na dno poszedł jak kłoda,
na zawsze się pokrążył, bo ratownik nie zdążył.
Monika,
Monika, dziewczyno ratownika,
pół plaży tutaj marzy, że kiedyś się przydarzy,
że ciało opalone, prawie nieosłonione,
każdy wzrokiem dotyka, Monika, Monika, Monika.
Uwaga, uwaga, tu mówi ratownik,
panowie na materacki,
do Szwecji w przeciwnym kierunku,
pan w czerwonym czerwku,
proszę nie drażnić regina,
pokaż wam, proszę nie drażnić regina.
Rok minął, a na plaży,
już nowy tłum się zmarzy,
i z innym się Monika ratownikiem spotyka.
Tłum gości znów zazdrości,
palce gryząc do kości,
i coraz to któryś z okrzykiem Monika,
rzuca się w morze i znika.
Monika,
Monika,
dziewczyno ratownika,
pół plaży tutaj marzy,
że kiedyś się przydarzy,
że ciało opalone,
prawie nieosłonione,
każdy wzrokiem dotyka, Monika, Monika, Monika.