Rozpoczynam manię,
na płyty rozeznanie,
ślepo,
stróweczki,
bolo,
kroki,
większenie
te małe,
to dawno zapisałem,
początek dał mi wiarę,
dlatego dalej jestem,
no i jeszcze tu zostanę
Goniłem,
płyniełem,
traciłem stos,
pluj kopalni i niszczyli bro,
za co i czemu?
Pytania są,
jebać aferki,
kręcone bo koniec jest bliski,
dlatego to tyle dobrego
Nie widzę go,
kiedy nie czyhają,
inne jest tło,
szare jest kolor,
jak samo dno
Nie wiem i nie myślę i nie bazuję na krzywdzie,
jak mogę to pomogę,
rękę po*** oczywiście
A czasem jest inaczej,
tak chęci nie wystarczą,
czasem na ten spokój to przypierdolę wiatra
Schalbo jest ulotne,
a to częściej mniej niż norma,
no ale ty sam widzisz,
że jest całkiem dobra forma
Rasterki niczy dombek,
wracają mi jak flashback,
ja dalej stawiam kroki,
tylko że ostrożniejsze
Stawiam kolejny krok,
ludzie patrzą,
choć nie widzą,
mają serca,
nie czują,
mają uszy,
a nie słyszą wokół,
bo setki ludzi
Czułem się samotnie,
czułem strach,
a od środka niszczyły mnie emocje,
jak wampir w bloku kroczę w bezsenne noce
Nie śpię,
bo się boję,
co nie odpuszcza ani chwili,
spokojnie płaczę,
kurwa na oczach się pocę,
taki argument wystarczył,
by się nie martwili
By się nie martwili o mnie,
ciągle błądzę,
tu kolejna droga kręta,
gdzie blokadą są pieniądze,
ciągły problem
Znowu wchodzę w pętlę,
dopiero odwiedzam scenę,
ale będzie pierdolnięcie
Wchodzę w to na poważnie i omijam schematy,
czemu kwestionujesz,
czemu jesteś niekumaty
Serce na fali,
rap jest pełen detali,
i gdzie są teraz wszyscy,
którzy mnie,
kurwa,
skreślali?
Płąkam się ulicą miasta i wracam znów za późno,
mijam się z brutalną prawdą,
rzeczywistość mamy smutną,
której nie zapijam wódką
Rzucam kolejne zwrotki,
blizną *** spokoju,
teraz pora,
by się odbić
Nie będę płakał w nocy,
nie chcę sztucznej pomocy,
dwulicowych skurwysynów kiedyś karma wypatroszy
Choć nie wierzę w cuda,
to znam swoją wartość,
przez kurwy w moim życiu zaufanie jest abstrakcją
Kreacjom dążę,
wygłaszam swój poemat,
widok z wysokiego piętra pozostanie tylko w dziejach
Nie chcę słuchać pierdolenia,
pójdę po to wszystko sam,
na zagadki jeszcze przyjdzie,
kurwa,
czas
Przyjdzie czas!
Z każdym trackiem krok do przodu,
w każdym daję cząstkę siebie,
mijam kolejne spojrzenie,
gładzę wersem życia niechęć
Bywają tu chwile gorsze,
lecz za krokiem krok,
w tyle niepowodzenia jeszcze przyjdzie życia soft
Stawiam kolejny krok,
ludzie patrzą,
choć nie widzą,
mają serca,
nie czują,
mają uszy,
a nie słyszą wokół głosetki ludzi
Czułem się samotnie,
czułem strach,
a od środka niszczyły mnie emocje,
jak wampir w bloku kroczę w bezsenne noce
Nie śpię,
bo się boję,
zło nie odpuszczam ani chwili,
spokojnie płaczę,
kurwa,
na oczach się pocę,
taki argument wystarczyłby,
się nie martwili
Pewny krok,
obłędny wzrok,
każdy rok do doświadczenia,
myśli na to chciąga w bagno,
wszystkie plany zmienia,
nieraz mrok
W duszy chud przypomina o twych ranach,
lecz pamiętaj,
że nauką jest każda przegrana
Zrób krok,
ten krok,
bo marzenia są pobliżu,
zrób krok!
Swoje sny z realizm dwulicowym,
pryk pysk,
najbliższy w miej pobliżu,
zrób krok ku przyszłości,
nie patrz do tyłu
Rób raź,
ty rozkoszy i rozchwitaj,
daj serce na bitach,
zawsze liryka wypas,
to miliony kroków,
każdy krok tworzy los,
więc ostrożnie stawiaj kroki,
omijaj ten chaos
I tak krok za krokiem,
i tak rok za rokiem,
mijam wzrok za wzrokiem i coś ci powiem,
kroki złe przynoszą straty,
dobre korzyści,
lecz uważaj,
bo życiowy parkiet,
kurwa,
bywa śliski
Nie było was przy mnie,
gdy walił mi się świat,
ja dawałem wszystko,
byś lepiej zawsze miał,
nie było nikogo,
a wtedy coś człowieku pęka,
a śmierć osiadła ciasno na dnie mego serca