Tylko z nią tańczyły żywioły,
dzierały się wody na lok.
Tylko z
nią upały i susze, tropikalne burze co noc.
Tylko z nią,
tylko z nią,
tylko z nią.
Przyszłaś jak Katrina tropikalna,
stałem całkiem bezbronny i wolny,
noc upalna.
Nagle prawie naga,
nienaganna,
wiatr kołysał liśćmi na palmach.
Fale chciały się wspiąć na białe brzegi,
która pierwsza do stóp twójch biegły.
Chciałem mieć tak jak one,
dotykać ciebie i chyba nie było siły,
która zabiłaby to pragnienie.
Byłaś jak obce ziemie, niebezpieczna,
kto cię raz spróbował nie mógł przestać.
Ja wiem,
że ten twój dźwięk miał drugie dno,
nie wnikałem,
klikałem,
lubię to.
Powietrze paliło się od swoich ust,
a wielkie deszcze rodziły się z piętrowych chmur i w okamgnieniu.
Ciepło tych wspólnych dni zmieniłaś w piekło,
to w nim jestem dziś.
Tylko z nią tańczyły żywioły,
dzierały się wody na lot.
Tylko z nią upały i susze,
tropikalne burze co noc.
Tylko z nią.
Tylko z nią.
Tylko z nią.
Ona
rosła w siłę gdzieś na oceanie,
a ty niosłaś mnie wysoko w zakochanie.
Ona w Nowym Orleanie siała strach,
a ty stałaś niewinnie w moich drzwiach.
Miałaś w sobie słodyczy bór jak dwa fronty,
które musiały zderzyć się tu.
Było tak cicho,
słonecznie,
błogo,
a teraz nie da się uciec,
już nie ma dokąd.
Tylko z nią tańczyły żywioły,
dzierały się wody na lot.
Tylko z nią upały i susze,
tropikalne burze co noc.
Tylko z nią.