Niesień wstała, ogromniała nad głową wprost,
Pachniała, wypłowiała ziemia i wrzos.
Twarz do ziemi przytuliłam,
niby we śmie,
Może chwilę wrzosem byłam, a może nie.
Nie znająca swego losu,
twarz do ziemi przytuliłam,
Leżąc cicho pośród wrzosu byłam,
po prostu byłam.
Wiatr się śmieje, ogromnieje nad głową wprost,
Pokornieje i czernieje ziemia i wrzos,
Tak swym krzykiem wiatr szelestem przyzywa mnie,
Może właśnie ptakiem jestem, a może nie.
Kiedy ptak mnie woła nocą,
tak swym krzykiem wiatr szelestem,
Jeszcze nie wiem jak i po co,
jestem po prostu gwiezdą.
Od niedzieli zima, bieli, ziemie i wrzos,
Może w białej mnie pościeli dostanie ktoś,
Może szczęścia nicz uprzędę, gdy weźmie mnie,
Może z nim wśród ludzi będę,
a może nie.
Nie znająca swego losu,
wiem w daleką patrząc przestrzeń,
Że wśród ludzi wiatrów wrzosów jestem,
po prostu jestem.