Słyszysz mnie w każdy dzień,
w każdą noc,
nawet we śnie
Straszy cię mój przeraźliwy głos,
ty dobrze wiesz
Że to jak żyjesz to samo zło jest
I nie zmyjesz zapachu grzechu od żadnej z niej
W tej niestabilnej egzystencji na ziemi
Jeśli się nie zmienisz,
przepadniesz w odchłani przestrzeni
Uzależnieni na wieki, też to wiedzą już
Nie da się zbudować szczęścia na cudzym nieszczęściu
Nierozumny śmieciu, smutny typie
Zaoszczędź mi śmiechu na twojej życiowej stypie
Sypiesz się, nawet nie wiesz z kim i gdzie
Oddać życie bez znaleźć się w kolejnej piłce
Mylisz się, myślisz że kara cię ominie
Karma dotkliwie wraca, przypominam prawilnie
O twojej winie,
gdy z winni obchodzisz się z mężlatką
Niech to rozkminie,
ona jest czyjąś żoną,
czyjąś matką
Może być wariatką, byle miała to czego chcesz
Jesteś własną marionetką z marnym ego
Chcesz być jak zwierz, słońce czy deszcz
Nieważne czy laska jest od kumpla
Bez honoru, lecz pozoru
Przypominasz głodnego kundla, kamasutra
Nowa kultura, natura, napalonego gbura
Akurat kurwa to twoja gra, to nieformalna trumna
cię rozbiera, gdy rozbierasz ją w domu
Gdy nabierasz sam się,
wiesz że nie powiem o tym nikomu znowu
Robicie ochytne rzeczy, podobne jak w pornosach
Mocno pieprzysz,
głaszczesz po włosach,
potem wypalasz papierosa
Nie zawrzeczysz,
lubisz kiedy krzyczy,
kłaszcz to oki dejęczy
Łóżko oplecione z pajęczym,
cudzołóstwa cię nie męczy
Nie zobaczysz tęczy,
tylko kolory czarno-białe Ty nie kochasz wcale dziewczyn,
kochasz w bawić się i chciałem O nie miałem,
jak zrozumiem,
że kręcą cię cudze żony Napalone na matki znowu,
w obnażony piąkł pogrążony Obrażony za
niesprawiedliwe reguły Tylko ty i te zdradliwe dupy,
co bogardliwie tracą skrupuły Znasz szczegóły,
chcesz być siły,
ale na pokaz Twój mózg jest zepsuty,
jesteś pusty jak udawany orgazm Od dawna stanowisz
pokarm za własnego egoizmu Tak bardzo zepsuł cię program,
hologram pesymizmu
Nie masz sztydu,
wiesz,
jest w cieniu umysł Coś cię trafi,
cudzysłów skurwysynu
Aga, próbowałaś, może ciebie zabić?
Ciebie zabij,
ciebie zabij,
ciebie zabij,
ciebie zabij
Przepraszam,
zanim pójdę się w samotności napić Żadnej z was nie chciałem zranić
Czas pomyśleć o terapii,
chciałbym naprawić Każdą waszą rozwianą nadzieję
Mimo,
że nie opiecywałem nic,
byłem emocji złodziejem
Nie wiem,
co się dzieje,
to coś ma nade mną władzę
Nic nie poradzę na to,
że kosztem tego wartości tracę
Zapłacę za to kiedyś, ten z góry mnie osądzi
O łaskę będę prosić,
gdyż każdemu zdarzy się zbłądzić