8.07 na peronie podstawiony skład.
Włogu miarkowane,
druga klasa, wagon H.
Przy brudnawym oknie miejsce mam,
przedział dla palących halet,
co mi tam za chwilę?
Ruszę stąd do nieba bram.
W mieście łapię taksi,
hej kierowco,
ruszaj mówię mu.
Znoszę w niej te światła co migają na przecięciu dróg.
On mnie nie posłuchał,
powyłkam,
stawał na czerwony halet,
co mi tam za chwilę?
Stanę już u nieba bram.
Bo jestem głodny i spragniony ciebie.
Jak Coca-Cola na pustyni,
ty łagodzisz stustopniowy żart.
Jestem głodny i spragniony ciebie.
Gdyby nie ty ukochana,
to bym pewnie dawno temu zmarł.
Gnam na szóste piętro nad piechotem,
bo nie lubię dźwiń.
Umówionym rytmem falę i obijam twoje drzwi.
Tam na poligonie długo byłem sam,
smutny i stęskniony,
ale co mi tam?
Bo teraz u, u,
falę już do nieba bram.
Czemu się wygłupiasz, czemu nie otwierasz?
Czemu ci się zbiera na żarty właśnie teraz?
Ja o tobie marzę już od tylu,
tylu dni,
a ty wyszłaś albo jak się znam to śpisz.
Może po dwóch latach mnie i dla ciebie znaczę,
może mnie zastąpił jakiś inny facet.
Może to już taki tej epoki znak stałych wartości brak.
A ja głodny i spragniony ciebie.
Jak Coca-Cola na pustyni,
ty łagodzisz stustopniowy żart.
Jestem głodny i spragniony ciebie.
Gdyby nie był kochana to bym pewnie dawno temu zmarł.