Człowiek chciał znaleźć słońce,
które się schowało
za grzbiety bógów.
Człowiek poszedł za słońcem,
tam gdzie strome ścieżki prowadzą w dół.
Słońce
szło ponad miastem,
a za słońcem człowiek wciąż dalej szedł.
Drogą,
bezdrożem ścieżką,
aż przybyli razem nad wody brzeg.
Słońce właśnie już kończy swój dzień
i w jesiorach kryje się toń.
Nie było mi go żadna już sieć,
gdy się schowa aż na dno.
Człowiek na brzegu został,
jego tęsknej pieśni wturował wiatr,
aż znów zapłysło słońce.
Wszystkie gwiazdy zbladły
w obliczu dnia.
Odtąd zawsze już razem wciąż szli,
szli na przewaj, naprzeciw dniom.
Tam, gdzie słońce, tam człowiek też szedł,
tam, gdzie człowiek słońce szło.
Słońce kryj się za góry
i w jeziorach głębi się możesz kryć.
Możesz się schować w mury,
lecz niech nie zasłania się nigdy ***.
Đang Cập Nhật
Đang Cập Nhật
Đang Cập Nhật