Składam się w represjiNie potrzebuję zbiąćJuż zawsze będę wściekłyBo mam w naturze gniewPrzebiegł i maturum tęciMuszę skreślićNa pętli wisi prestiżNienawidzę biecNo bo wiem, że nie ma za czymPan to mi ma zezdzicWyglądacie jak na tacęZdradza was każdy gestAniby tacy kumaci niby nieParaliże serc gniatają mnieI wasze fałszywe japyŚwiatła mroku, fal startuGają nas w miastoTłokSkok na bokTo zwykle przeraża nasJak na złośćŚwiatła mroku, fal startuGają nas w miastoTłokSkok na bokTo zwykle przeraża nasJak na złośćNikt nie miał do mnie częściMusiałem naprawiać się samWszyscy byli jak przerażeniGdy na ich oczach chłopak wstałChcą wyciągnąć spod moich źreniW jakiś sposób tak jakbym go znałTy nie kupisz go za setkiPrestiż to nie moja twarzZnanym byćTy zmieniłbyś swoje nazwiskoOddałbyś wszystkoWstydzisz się matkiLiczą się markiI ich współpraca z tym konformistąPokaż im tylkoKogo podpaliszŻeby zapłysnąćPokaż im tyłekPokaż im ile na siłęTu zdołasz jeszcze wcisnąćCzy to jeszcze biznesCzy handel z tej chliznąCzy cię jeszcze słyszęCzy to ci oczy pisząOczy nieszczęśliweW mercedesach milcząNocą mają chwilęW ich poduszki wyjąŚwiatła mrokuFal startuGają nas w miastoTłokSkok na bokTo zwykle przeraża nasJak na złośćAaaaŚwiatła mrokuFal startuGania nas w miastoTłokAaaaSkok na bokTo zwykle przeraża nasJak na złośćAaaaŚwiatła mrokuFal startuGania nas w miastoTłokAaaaSkok na bokTo zwykle przeraża nasJak na złośćAaaaŚwiatła mroku