Pa-da-ra-***, pam-pa-da-rit-da-***
Pam-pam-pam-pam
Pa-pa-pa-pa-pa-ti-ra-ra-ti-ra-ra-ra-pa-da-da-rit-da-***
Pam-pam-pam-pam
Wstaję,
piję kawę,
czarną jak dupa,
liczę,
że ożywi trochę tego trupa,
bo trzeba,
trzeba z domu ruszyć się.
Zapinam spodnie i wciągam brzuch,
na gębę maskę wkła*** znów,
bo po co,
po co mają pytać się,
co ci jest?
Idę sobie tam i idę tu,
spotykam,
mijam morze ludzi ze stół i wracam,
wracam,
wracam do domu.
A wieczorem myślę, gdzie jesteś, nie?
Chciałem opowiedzieć ci moje sny,
ale nie ma,
nie ma,
nie ma oboce.
No nie.
No bo niby wcale nie jest źle,
ale dobrze,
ani trochę też i więcej,
więcej już nie mogę znieść.
Cały świat na łeb już wali się,
nie ma czasu,
czasu coraz mniej i więcej,
więcej już nie mogę znieść.
Zostałem,
piłem kawę czarną jak dupa,
liczyłem,
że ożywi trupa,
ale nie da,
nie da,
nie dała mi nic.
Wstąpiłem,
więc do sklepu kupiłem trzy piwa,
jak łeb ma boleć,
niech chociaż się kiwa i lepiej,
lepiej,
lepiej trochę.
Zakła*** budy,
wychodzę znów,
choć wcale nie chcę,
Boże mój,
ale życie,
życie,
życie pcha,
więc cóż,
no cóż.
I lałodzi,
i wiało,
też,
a ja jak byłem,
jestem bez pomysłu,
co mam zrobić z byciem tu.
No bo niby wcale nie jest źle,
ale dobrze,
ani trochę też i więcej,
więcej już nie mogę znieść.
Cały świat na łeb już wali się,
nie ma czasu,
czasu coraz mniej i więcej,
więcej już nie mogę znieść.
Đang Cập Nhật
Đang Cập Nhật
Đang Cập Nhật
03:10