Gdy nadchodzi mroczna dama nie ma gdzie się ukryć
Jak sutanna czarne myśli zaschły na jej suknie
Gra gehenna – ulubiona muzyka tej suki
Jest beznamiętna jak nad grobem wygłodniałe kruki
Słyszę jej kroki – ten wolny, niewerbalny stukot
Pozytyw kruszy we mnie, pęka konstrukcja jak próchno
Pani Walewska w kompozycji zgnilizna i truchło
W matni jej objęć niebo maluje się smutno
Przede mną puste płótno – wylewam na nie gorycz
Myśli się kłócą: która z bagna mam wydobyć?
Nie rycz!
Chłopaki nie płaczą!
A łez wylałem kielich
Chce zanurkować, martwe morze trzyma na powierzchni
Czy jesteśmy przeklęci za gniewne słowa, błędy
Gdy Ból nas przekreśli, wypuszczamy bezowocne pędy
Pogrzebowe bębny zamieniam dziś na harfę
Wychodzę do światła, bo pochłonęło to co martwe
[Zwrotka 2: Bezczel]
Często myślę ile tak naprawdę zostało mi bliskich tu dziś
Skoro czuje się tak samotny tu wokoło wśród tych wszystkich ludzi
Tylu chętnych do pomocy, dookoła pomnóż tylko
Tylko jakoś nikt nie słyszy, kiedy ja wołam o pomoc
Samotność, samotna samotność
Powiedz mi jak można czuć tak mocno coś, czego nie można dotknąć
Skoro jestem tak dobrym człowiekiem
Czemu robię tyle rzeczy złych
I Tak często słyszę od obcych mi ludzi, ze moja muzyka tu leczy ich
Nosze na sobie tą odpowiedzialność i presję
I przez to chyba sam już dawno popadłem w depresje
Czasem bywa ta, ze mam dość
I nie mogę tego już znieść
Wciąż przybywa mi spraw na złość
Znów ktoś coś chce gdzieś
Nadmiar towarzystwa często ma skutek odwrotny
Na koniec zawsze i tak zostajesz sam, samotny
(Na koniec zawsze i tak zostajesz sam)