Raz, dwa,
raz, dwa, trzy.
Dawno temu już, bo przed laty stu, z górą stu,
Ewien strażak miał uczny ślub.
Kole posiężni w krok,
a on miłej swej ślubuje
wierność aż po krót.
A za drzwi za drzwi wynajmował ***, miejski ***,
skromny muzyk pan wesołom.
W skrażach złoty był chłop,
mówi proście tu muzyka po wiesce i loch.
A co to był za ślub?
Ten naor pieski oddał.
I ledwo mówię wam drogę, tu tu pytam,
szkoda słów.
Nie panowie,
to był wspaniały ślub, to był ślub.
Ach, co za ślub!
Starszy strażak już co na tubie grał,
ten go brał.
Uroczysty spić wierszem miał.
Zebrał za to moc brak.
I nad kuflem pajamsowym dalej męż nie trał.
Ach,
gołąbeczko ma,
niech szczęście wiecznie trwa!
I znać, że pan
młody głos miał jak ten zboż.
Ach,
co to był za ślub?
Śmiał koncert z tobą i tu.
Wreszcie iść, męczyn, stąd!
Zimny podzrosił, woda od sam krzyknął stop!
Wodka załaprak i na cześć młodej pary sam zagrał tak,
zagrał tak!
Od tej pory lat przeminęło sto,
z górą stop.
Jeszcze to był ślub,
że ho, ho!
To został to jego płaszcz.
I wstrzelił w sam Andersona i wciągnie nie to!
I wstrzelił w sam Andersona i wciągnie nie to!
Ach, co to był za ślub?
Ach,
co to był za ślub?
Panie,
panowie, to był wspaniały ślub! To był ślub!
Ach, co za ślub!
Da,
da,
da,
da,
da,
da,
da,
da,
da,
da,
da,
da,
da,
da!