Spokojnego nie znam dnia,
na co spalam pety dwa
i herbaty tak jak trzeba,
nie posłodzę.
Po asfalcie czy przez piach,
gładko czy po koci gubach,
taki mi się trafił fach, życie drodze.
Uciekają wszędzie drzew,
twarz mi kłodzi wiatrów jech,
świat uśmiecha się,
psiak re,
pomódlnie.
A ja biorę gaz pod mód,
raz na objazd,
raz na spród,
byle dalej,
byle w przód,
absolutnie,
absolutnie.
Byle dalej, byle w przód,
absolutnie,
absolutnie,
absolutnie.
No
a gdyby kiedy kto zadał mi pytanie to,
co mnie nocą razy sto ze snu buci.
Gdybym miał powiedzieć wam,
dokąd gonię, dokąd gnam,
ja odpowiedź jedną znam,
gnam do ludzi.
Raz na objazd,
raz na spród,
bo choć się trafiają wśród,
ludzi często nie szli w pród,
nie szli w pród,
nie.
Choć mnie raz wkurzą w pest,
choć rosło szkodnie do łez,
w sumie z ludźmi fajnie jest,
absolutnie,
absolutnie.
W sumie z ludźmi fajnie jest, absolutnie,
absolutnie,
absolutnie.
W sumie z ludźmi fajnie jest, absolutnie,
absolutnie,
absolutnie,
absolutnie.