Niecielne południe miasteczko drzemało rzucone w zacisną
dolinę
i pewnie by cały dzień Boży przespało, lecz ktoś
przyniósł straszną nowinę.
Niedzielne południe ożyło miasteczko i wstali i duzi i
mali.
Pobiegli gromadnie na łąkę za rzeczką,
gdzie statek kosmiczny
się zwali.
Gdy lecieli nie myśleli kto z kim biegnie biegł
ksiądz razem z sekretarzem w jednym rzędzie.
Milicjanci i złodzieje przed wyrokiem
prostytutki i dewotki równym krokiem.
Biegli młodzi zespowcy pod krawatem oraz
młodzież nie zrzeszona w spodniach w frabe.
Dwa członkowie byłych związków zawodowych,
a na końcu stary członek związków nowych.
Dobiegli i patrzą i oczom nie wierzą,
*** z dziury się w ziemi dobyta.
A na łące jakieś dziwne części leżą i głos się spod ziemi odzywa.
Do jasnej cholery pomóżcie ludziska,
sam nigdy nie wyjdę z tej dziury.
Poznali go wszyscy,
nie z głosu to spyska to dyrektor domu kultury.
By sprawę wyjaśnić,
powiedzieć chcę tylko,
że z trudem dyrektor ocalał.
Od dziecka skrzydełek zazdrościł motylkom,
powtórzyć chciał wyczyn i kara.
Maszynę zbudował,
skok z drzewa wykonał i z hukiem na ziemię się zwalił.
A naród o mało ze śmiechu nie skonał,
lecz wszyscy osobno wracali.
A gdy lecieli nie myśleli,
kto z kim biegnie,
biegł ksiądz razem z sekretarzem w jednym rzędzie.
Milicjanci i złodzieje przed wyrokiem,
prostytutki i dewotki równym krokiem.
Biegli młodzi zespowcy pod krawatem oraz
młodzież niezrzeszona w spodniach w kratę.
Dwa i członkowie byłych związków zawodowych,
a na końcu stary członek związków nowych.
Gdy lecieli nie myśleli,
za kim biegną,
biegli z fadem,
więc im było wszystko jedno.
Gdy lecieli nie myśleli,
dokąd biegną,
cel nieważny był,
bo w biegu tkwiło sedno.
Gdy lecieli nie myśleli,
nie myśleli,
nie myśleli.
Đang Cập Nhật
Đang Cập Nhật
Đang Cập Nhật